Selfpublishing - zalety, wady i moje doświadczenia
Psychofani, ataki hejterów, globalistów i przeciwników ideologicznych, nadinterpretacje recenzentów, ale też wolność i niezależność, brak granic, wyrażanie siebie i własnych poglądów – to wszystko kryje się pod pojęciem selfpublishera.
Selfpublishing i dziennikarstwo obywatelskie to symptomy zmieniającej się epoki, gdzie każdy może wyrażać swoje opinie i poglądy, a dzięki internetowi komunikaty przestają być jednostronne. Niektórym ciężko to zaakceptować. Uważają, że prawo głosu należy się jedynie globalistom, właścicielom medialnym i elitarnym grupom, a selfpublishing i dziennikarstwo obywatelskie to czyste zło. Nic bardziej mylnego! Stanowi o wolności, niezależność i różnorodności!
Zalety i wady self-publishingu i dziennikarstwa obywatelskiego
Zdarza mi się, że nadsyłacie do mnie swoje teksty prosząc o interpretację, uwagi i recenzje. Nie chcę i nie lubię oceniać innych bo jestem dokładnie takim samym twórcą jak Wy – selfpublishing daje taką możliwość każdemu. Jeśli zależy Wam na rzetelnej ocenie – polecam warsztaty literackie, gdzie nikt Was nie wyśmieje, poznacie podobnych ludzi i będziecie mogli wymieniać się uwagami. Jeśli zależy Wam na promocji – również polecam tą drogę. Osobiście mogę podzielić się z Wami własnymi przemyśleniami i doświadczeniami odnośnie selfpublishingu i dziennikarstwa obywatelskiego.
Możliwości, jakie stawia przed nami to medium są ogromne. Nie musimy zgadzać się z poprawnością polityczną narzuconą przez rządy, szefów korporacji, globalistów i specjalistów od kreowania rzeczywistości medialnej. Nie musimy trzymać się ściśle określonych gatunków i wzorców jeśli chcemy być różnorodni i zachować indywidualność oraz wyjść poza klatki schematów ściśle określonych norm. Wymykając się spod kontroli systemów zależności, redaktorów i recenzentów, zyskujemy wolność poglądów i niezależność.
Do walki z systemem i globalistami oraz niesprawiedliwością trzeba mieć ogromną odwagę i silny charakter. Niezależni twórcy nie boją się ujawniać korupcji, zakłamania i niesprawiedliwości. Realizują tematy, których nie chcą lub nie mogą poruszać media głównego nurtu. Są wolni, indywidualni i prawdziwi. Jako przykład twórcy wychodzącego poza schematy wskazać można chociażby portal Jarka Kefira: https://jarek-kefir.org/
To właśnie dzięki takim osobom mamy wgląd w szczegółowe analizy ukrytych warstw rzeczywistości, o których nie mówią inni. Ważnym aspektem niezależnego dziennikarstwa jest też fakt, że każdy świadek jakiegoś wydarzenia może o nim poinformować, a im więcej opinii tym łatwiej złożyć z nich obiektywny obraz rzeczywistości i dojść do prawdy.
Każdy kto publikuje w sieci i ujawnia swe poglądy, musi się jednak liczyć zarówno ze zwolennikami jak i przeciwnikami swych racji. Jeśli myślicie i czujecie inaczej niż inni, a Wasze teksty dotyczą ważnych kwestii lub są kontrowersyjne, to liczcie się krytyką i zwykłym hejtem. Dziennikarzy obywatelskich i self-publisherów często atakuje się by przywrócić dawne czasy jednostronnych komunikatów medialnych. Ale one już nie wrócą. Dlatego nie dajcie się zgasić i świećcie jeszcze mocniej wyrażając własne poglądy i opinie!
Zagrożenia czyhające na niezależnych dziennikarzy – z tym się spotkałam
Niezależnym twórcom nikt nie zabroni i nie narzuci tematów, ale też nie uzyskają protekcji, gdy nadepną na odcisk komuś wpływowemu. Nie jest to łatwe i wymaga wielkiej odwagi, za co właśnie cenię niezależnych twórców, którzy nie boją się poruszać tematów, których nie realizują media głównego nurtu. Jako dziennikarka lokalnej gazety natknęłam się na korupcję u władzy, ale tematu zrealizować się nie udało, bo każda redakcja ma swoich sponsorów.
Kilka lat później jako niezależna publicystka miałam podobną sytuację. Artykuł powstał, a ja poniosłam konsekwencje. Byłam oczerniana, oskarżona o zniesławienie, a nawet uszkodzono mi hamulce w aucie. Policja nie zdołała namierzyć sprawców. Ostatecznie straciłam trochę nerwów i czasu, ale zyskałam satysfakcję i świadomość, że komuś pomogłam.
Kradzież tekstów, personalne ataki i hejt – to czasem się zdarza
Gdy zaczęłam publikować na własnej stronie i niezależnych portalach, spotkałam się z kradzieżą tekstów przez większe portale. Często pojawia się hejt od konkurencji na portalach społecznościowych, ale w takich przypadkach zazwyczaj inni stają w obronie atakowanych. Szokiem było natomiast, że redaktor dość znanego w sieci portalu wysyłał mi obraźliwe mejle po tym jak Magazyn Czwarty Wymiar opublikował kilka moich tekstów. To jednak utwierdziło mnie w przekonaniu, że stanowię konkurencję dla innych twórców i zamiast zniszczyć – dodało skrzydeł.
Z kolejną falą hejtu spotkałam się zaczynając pisywać na tematy polityczne. Jest to jednak zdrowa sytuacja w demokratycznym państwie. Skąd bierze się hejt? Zazwyczaj mało konstruktywna i dość agresywna krytyka pojawia się w momencie, gdy poruszamy nowe tematy i wchodzimy na kolejne grunty tematyczne. Nagle pojawiają się nowi twórcy, którzy odwracają uwagę od osób z branży. To ich drażni, a całą złość skupiają na nas. Zazwyczaj jednak takie ataki nie trwają długo i hejterzy po jakimś czasie się nudzą, gdy widzą, że nie przynosi im to zamierzonego efektu.
Psychofani i grupy nacisku – z tym trzeba się liczyć
Z prawdziwą wrogością i personalnymi atakami spotkałam się poruszając zagadnienia antypolskiej propagandy. Moje przemyślenia tak bardzo uraziły kilka osób, że do tej pory otrzymuję od prorosyjskich działaczy złośliwe wiadomości. Reakcja trochę przesadzona (by nie powiedzieć obsesyjna). Popełniłam raptem kilka felietonów na ten temat i wplotłam kilka kwestii w ostatnich e-bookach, więc nie wiem o co tyle szumu. Osoby te piszą do mnie niemal codziennie, monitorują nowości na stronie autorskiej, fanpagu i dzielą się ze mną poglądami, że kobiety nie powinny zajmować się polityką. W tej kwestii przyznaję – jestem winna i nie zamierzam zmieniać płci!
Jak zatem widać – psychofanów można zdobyć nawet na bazie negatywnych emocji . Niektórzy bywają ordynarni i szydzą, inni usiłują inteligentnie wpływać na poglądy i polemizować. Na tych ostatnich zbytnio narzekać nie mogę bo uwielbiam konstruktywnych rozmówców. Pojawiają się też tacy, którzy składają dwuznaczne propozycje, ale zdążyłam do tego przywyknąć pisząc erotyki. Niektórzy uważają, że autorzy tekstów opisują własne pragnienia i tylko czekają na możliwość ich realizacji. Zazwyczaj jednak nie jest to obsesyjne nękanie, choć bywa różnie.
Tu mały apel do „psychofanów” - Pisząc do mnie wiadomości dajecie mi do zrozumienia, że jestem dla Was ważna więc taki hejt mija się z celem ;) Sugerowałabym ten czas poświęcić na coś konstruktywnego! Może na kogoś kto faktycznie stanowi dla Was zagrożenie? Mnie takie zabawy jedynie rozśmieszają bo marnujecie swój czas.
Paszkwile „nad-recenzentów” walczących z selfpublishingiem
Ostatnią pułapką czyhającą na niezależnych twórców, z którą się spotkałam, są paszkwile. Konstruktywne uwagi są potrzebne, ale niektórzy recenzują tylko dlatego bo nie umieją tworzyć własnych tekstów i jedynie oceniając innych mogą zaistnieć - tak stało się w przypadku najświeższej „recenzji” futurystycznej powieści Transhumanka. Na szczęście nie często spotkać się można z nadinterpretacją anonimowych „nad-recenzentów”, którzy lepiej wiedzą, co „autor miał na myśli”.
Cała pseudo-recenzja to wywód nad definicją gatunku s-f i natury selfpublishingu jako zła godzącego w elitarnych pisarzy. Dowiedziałam się też, że Lem przewraca się w grobie bo moja powieść wykracza poza granice typowego s-f. Wtrącę, że pozycja stanowi mix s-f, thrilleru, romansu, kryminału i literatury popularno-naukowej, co nie jest odkryciem ;) Hejter zarzucił mi również ciężki język, którego nie rozumie, zbyt dużo akcji i sensacji. Całe szczęście, że jako ta „zła selfpublisherka”, mam przecież prawo mieszać gatunki i nie muszę pisać prostym językiem pod masowego odbiorcę.
Z ocenianiem książki, której się nie przeczytało i myleniem bohaterów spotkałam się jednak pierwszy raz! Śmieszy zdanie: „Autorka straszliwie mija się z faktami naukowymi, co jakimś cudem zostało promowane przez Stowarzyszenie Inżynierów Polskich”. Konkretne zarzuty jednak nie padają, co nie dziwi – do takich potrzebna jest wiedza i czytanie złożonych zdań ze zrozumieniem. Paszkwil ostatecznie sprowadza się do przedstawienia wyrwanych z kontekstu fragmentów i dziwnej nadinterpretacji próbującej udowodnić, że: tworzę Istoty Wyższego Rzędu, przez które przemycam prymitywne poglądy. Nie wiem czy mam się z tego śmiać czy współczuć hejterowi.
W Transhumance nie znajdziecie przekazów od Istot Wyższego Rzędu , a jedynie zagubionych w wielowarstwowej rzeczywistości poszukiwaczy prawdy, którzy podlegają wartościom egalitarnym:
- Skąd możesz to wszystko tak dokładnie wiedzieć? Jesteś jakąś kapłanką Inteligentnego Pola? - Skąd. – Roześmiała się. – Moja narracja wynika z osobistego kontaktu z Absolutem, ale każdy może tworzyć własną bo kosmos przemawia do każdego. Nie musisz wierzyć w to, co ja wierzę, ale istot charakteryzujących się podobnym sposobem myślenia przybywa na Ziemi. Słyszałaś o dzieciach Indygo? … „Ale ta zasada wbrew pozorom tyczyła się również Emmy. Mogła zajmować wysokie stanowiska w światowych rządach, prowadzić działalności gospodarcze o zasięgu międzynarodowym, wyznaczać trendy mentalne i kierunki rozwoju, a jednak i ona nie zawsze realizowała własne cele. Każdy siewca i każdy twórca pajęczyny równie dobrze mógł poruszać się po pajęczynie stworzonej przez większego i doskonalszego twórcę.” – Transhumanka, Paulina Matysiak
Nie bójcie się hejtu - traktujcie go jak zabawę
Jeśli macie własne przemyślenia, pasje i chcecie się nimi podzielić – nie bójcie się dziennikarstwa obywatelskiego i selfpublishingu. Przyjmujcie konstruktywną krytykę i nie bójcie popełniać własnych błędów, które zdarzają się wszystkim, a które jednak stanowią cenne lekcje i przybliżają nas do celu. Miejcie dystans do siebie, ale i do hejterów – to przecież Wasi przyszli czytelnicy ;)
Dlatego dziękuję zarówno osobom, które mnie wspierają, rozpowszechniają i czytają moje teksty oraz tym, którzy mnie nienawidzą i stale próbują zwrócić na siebie moją uwagę - Wy również dajecie mi wiele inspiracji i motywujecie. Jednak nie róbcie tego zbyt często - nic tak kobiet nie drażni jak obojętność - czasem spróbujcie dopiec mi w ten sposób.