Gender w kulturze, sztuce i w literaturze – Oddajcie dzieciom tęczę! (SWP)
Ostatnio coraz częściej słyszy się o wielo-płciowości, feminizmie, homoseksualizmie, tolerancji, wolności czy paradach równości. To jednak bazujące na odwróconych wartościach, przekłamanych ideach i nielogicznych komunikatach, puste slogany polityki gender, która napływa do nas z zachodu tylko po to, by niszczyć naszą tożsamość religijną, strukturę społeczną, uderzać w podstawowy model rodziny oraz promować wśród dzieci i młodzieży dewiacje seksualne. A zaczyna się na pozór niewinnie…
Współczesny feminizm, gdzie kobiety za wszelką cenę próbują udowodnić mężczyznom, że są w stanie tak jak oni wnieść pralkę na piętro, gdzie za taką samą cenę pracować będzie nie dwóch mężczyzn, lecz cztery kobiety, jest powodem do kpin i żartów. Nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać, gdy natknęłam się na informację, że zgodnie z dyrektywą Parlamentu Europejskiego zmiany klimatyczne wpłyną na walkę między płciami albo, że zdaniem przedstawicieli polityki gender, powinno być wyszczególnionych nie dwie, czy nawet trzy, a trzynaście płci! O tego typu „smaczkach” przeczytać można m.in. w książce Magdaleny Żuraw pt. „Idiotyzmy feminizmu”.
Podobnie sytuacja wygląda, gdy przedstawicielki płci pięknej domagają się identycznych obowiązków w kopalniach czy na budowach, albo w marketach, gdzie z wiadomych przyczyn normy podnoszenia ciężarów są dla kobiet niższe. Bo skoro natura stworzyła nas tak, a nie inaczej, to może warto się uzupełniać i nawzajem sobie pomagać zamiast propagować walkę płci. Osobiście jestem w stanie wrzucić tonę węgla do komórki w około trzy godziny, podczas gdy mój partner zrobi to w piętnaście minut. Czy mam na siłę zabierać mu łopatę tylko po to, żeby udowodnić, że jestem samodzielna i też potrafię? Byłoby to próżne, bezcelowe, nielogiczne i głupie, ale właśnie w taki sposób działa nowoczesny feminizm. To odwracanie idei i bazowanie na nielogiczności. Czy walczące o „równouprawnienie” kobiety nie wiedzą, że nadmierne obciążenie może powodować poronienia, problemy z zajściem w ciąże, bóle menstruacyjne czy po prostu uszkodzenia kręgosłupa? Ale może właśnie do tego to zmierza…?
Może zatem wcale nie chodzi o RÓWNOŚĆ, lecz po prostu o niszczenie struktur społecznych i modelu rodziny?! No i następne modne słowo – WOLNOŚĆ – czyli kolejny przykład bazowania na odwróconych wartościach… Zgodzić się muszę z feministkami, że to kobieta decyduje o swym ciele i urodzeniu dziecka, ale po co nam czarne marsze śmierci i celebrowanie morderstw? Decyzję o urodzeniu podejmuje się przed zapłodnieniem i wówczas można mówić o świadomym wyborze. Później „wolność” zamienia się w morderstwo i to popełnione na tych niewinnych, za których podjęto decyzję o ich poczęciu, a potem o ich śmierci. Taka przekłamana „wolność” to walka z naukami polskiego kościoła, wszelką moralnością, naszą kulturą i w ogóle z cywilizacją łacińską.
Slogany typu „precz z dyktaturą kobiet” wykrzykiwane przez współczesne feministki tak naprawdę obrażają kobiety i świadczą o tym, że owe feministki do końca same nie wiedzą czego chcą i o co walczą. Słowo feminizm nabiera dziś zupełnie nowego znaczenia, staje się wypaczone. To nie jest już walka o równe prawa dyskryminowanych kobiet, lecz o stworzenie z kobiet współczesnych mężczyzn, zamazanie granicy między płciami, obrzydzenie kobiet mężczyznom i mordowanie dzieci w zarodkach, co wpływa również na bezpłodność, ale przecież o to chodzi w tej polityce. Podobnie sytuacja wygląda z innymi słowami czy symbolami, jak w przypadku tęczy, która kiedyś przypisywana była dzieciom i kojarzona z bajkami o skrzatach ze złotem na jej krańcu, a dziś stała się symbolem homoseksualizmu.
Podobnie sytuacja wygląda z pseudo-sztuką. Jakiś czas temu głośno było o spektaklu w Niemczech, gdzie nadzy aktorzy biegali w kółko po scenie trzymając sobie nawzajem palce w odbytach lub o przedstawieniu, gdzie na scenicznych deskach występowali goli mężczyźni w towarzystwie nagich dziewczynek, które trzymały ich za dłonie. Są granice, których nie powinno się przekraczać, jak w przypadku polskich feministek, które w miejscach pamięci narodowej fotografowały się z gołymi waginami. Przykład idzie z Niemiec. A przecież w ten sposób odziera się kobiety z ich kobiecości, intymności i obrzydza je mężczyznom ,aby zachwiać społeczną strukturą, zniszczyć i ośmieszyć naszą kulturę oraz udowodnić, że kobieta to nic innego jak „mięso” na sklepowej ladzie.
„Sztuka” Gender bazująca na odwróconych wartościach „wolności” i „tolerancji” ma znamiona pornografii w dziecięcym wydaniu, promuje pedofilię, dewiacje seksualne i uderza w podstawowy model rodziny. Przenika również do kultury masowej i polskiej kinematografii, gdzie spotkać możemy się z mało ambitnymi serialami opowiadającymi o zdradach i problemach rodzinnych, gdzie promowane są modele związków gejów i lesbijek wychowujących dzieci, a aktorzy obrażają chrześcijan. Ponadto pokazuje się, jak obejść prawo by dwóch tatusiów mogło samodzielnie „mieć” dziecko, pokazuje nasze społeczeństwo jako nietolerancyjne i podkreśla krzywdę gejów, którzy nie mogą zawrzeć małżeństw i adoptować dzieci. Tylko kto pokaże krzywdę dzieci, które tracą wzorce wychowawcze i pozbawiane są matczynej miłości? Bo o zachwianych psychikach czy szydzeniu przez rówieśników w późniejszym wieku już nawet nie będę się rozpisywać.
Wszystko jest dla wszystkich i oczywistym jest, że artyści, pisarze, scenarzyści czy malarze chętnie wcielają się w nietuzinkowe role społeczne, pokazują niesztampowe emocje i sytuacje, tworzą nowe normy i eksperymentują. Niestety coraz częściej treści homoseksualne i propagowanie odwróconych wzorców moralnych bazujących na naciąganych sloganach postulujących wolność, promowane są wśród małych dzieci, które nie są nawet świadome swojej seksualności. Oczywiście zacieranie granic między płciami i seksualnością u osób w młodym wieku, odbywa się pod płaszczykiem (jakie to modne słowo w dzisiejszych czasach!), „tolerancji”.
Całkiem niedawno miałam okazję nawet poznać pewną literatkę piszącą bajki dla dzieci i wysłuchać jej opowiadania o chłopcu, który chciał być dziewczynką. Opowiadanie napisane bardzo zgrabnie pod względem stylistycznym, zawierające treści pełne emocji, cierpienia, samotności, ale na litość boską – nie wszystko i nie dla wszystkich! Markiz de Sade też świetnie pisał, a jego książki i ekranizacje nadal przyciągają wzrok, ciekawość i wciąż są w obiegu! Sama z zaciekawieniem chłonęłam historię przedstawioną w „Justine” czy inne jego dzieła. Nie ma w tym nic dziwnego, bo pisarz swym nietuzinkowym spojrzeniem na społeczeństwo, kontrastem łączącym erotyzm z filozofią czy lekkim piórem zasłużył sobie by wciąż go cytować. Gdy jednak słuchałam tekstu o chłopcu, który chce być dziewczynką i o tym jak nietolerancyjnym społeczeństwem jesteśmy, który popełnia bajkopisarka i prezentuje go w obecności dzieci ze szkoły podstawowej, po prostu zalewała mnie krew!
Jak można u tak młodych osób próbować wzbudzić wyrzuty sumienia czy pokazać jakim nietolerancyjnym społeczeństwem jesteśmy, bo inne dzieci śmieją się z chłopca, który na bal przebiera się za księżniczkę? Czy wobec tego powinniśmy zapoznać ich również z twórczością de Sada? Wszak związki sadomasochistyczne również stanowią jakąś część społeczeństwa. Tolerancja tolerancją i osobiście ubolewam nad krzywdą osób, które nienawidzą własnego ciała, ale to nie znaczy, że można propagować wśród dzieci i młodzieży wypaczony obraz kobiet i mężczyzn. Bo jeśli mamy najmłodszych uczyć, że chłopcy przebierają się za dziewczynki i na odwrót to będąc konsekwentnymi powinniśmy też uczyć je jak czerpać przyjemność ze znęcania się nad innymi lub bycia poniżanym czy bitym by nie być nietolerancyjnym wobec związków sadomasochistycznych. Czysta paranoja, ale o to chyba właśnie chodzi w tej całej ideologii gender.
Jako pisarka, sama lubię szokować, a recenzenci po ostatniej publikacji, zdążyli mi już przypiąć łatkę – „50 Twarzy Greya”. Z tą różnicą, że swoją twórczość kieruję jedynie do osób dorosłych i dojrzałych, które przeczytają i odłożą, a nie do dzieci, których psychiki i osobowości dopiero się kształtują. Sztuka rządzi się swoimi prawami, a artyści jako osoby kreatywne i nietuzinkowe mają prawo wcielać się w emocje mniejszości, szokować i tworzyć własne formy przekazu oraz własną rzeczywistość. Jednak wypaczona edukacja seksualna serwowana między wierszami dla dzieci przez bajkopisarzy jest dla mnie po prostu niesmaczna. Gdy na portalach społecznościowych widzę scriny popularnej ostatnio książki, tudzież ponoć podręcznika dla najmłodszych dzieci, gdzie jeden tatuś jest tatusiem biologicznym i płaci alimenty, podczas gdy drugi jest do wychowywania lub widzę treści, gdzie dzieci mają dwóch tatusiów i nie mają mamy, jest po prostu niezdrowe i przygnębiające. Warto więc zadać sobie pytanie – po co to wszystko? Czemu wciąż zalewają nas takie komunikaty, a transwestyci robią się na tyle agresywni walcząc o swe „równouprawnienie” by oblewać małe dziewczynki kawą?
Moda na homoseksualizm, wielopłciowość, propagowanie transwestytów i współczesnego feminizmu, który tak bardzo odbiega od jego pierwotnych założeń, stając się po prostu śmieszną groteską i obrazem kobiety w krzywym zwierciadle lub też jej karykaturą oraz temat legalizowania małżeństw homoseksualnych nie bierze się znikąd. To walka z tradycyjnym modelem rodziny, mająca na celu poróżnienie społeczeństw i doprowadzenie do walk, a nie równości. Czemu w Niemczech jednocześnie legalizuje się małżeństwa homoseksualne na równi z promowaniem islamu? Przecież radykalni islamiści zabijają drogie konie, gdy te wykazują skłonności homoseksualne. A może chodzi o generowanie społecznych podziałów i chaosu, by na zgliszczach upadającego społeczeństwa zbudować coś nowego? Nawiązując do jednego z tekstów Jana Ptasznika, skłonna jestem wysunąć tezę, że najprawdopodobniej prowadzi to do polityki na „szklarza”, gdzie szklarz płaci dzieciom za wybijanie szyb w oknach by interes się kręcił.
Źródło: http://strefawolnejprasy.pl/oddajcie-dzieciom-tecze/